Wilowski Andrzej, Sen o Niemenie

Telewizja pokazała 17 lutego 2015  film dokumentalny Krzysztofa Magowskiego „Sen o Warszawie” o Niemenie. Obraz dawno oczekiwany, nie tylko przez miłośników twórczości artysty, powstawał dziesięć lat. Jak podały serwisy monitorujące media, premierowy pokaz obejrzało 1017000 widzów.

Pierwsze moje  wrażenie, że był zrobiony uczciwie. Reżyser zadbał o różne głosy i punkty  widzenia. Rozmówcy zachowywali się powściągliwie i starali się być delikatni. Na przykład Michał Urbaniak oględnie opowiedział o kulisach zerwania sesji dla CBS, ale prawdziwie. Był przedstawiony wątek romansu z Faridą, ale na szczęście nie cytowano „Musica magica”.
Trafnie Magowski odczytał rolę Piwowskiego, który od początku kręcił „Sukces” ze złą wolą i nieuczciwie wobec muzyków, z premedytacją nadużywając ich zaufania. Zgadzam się z nim, że to było robione na esbeckie zamówienie. Upadło kilka mitów o samym Niemenie. Pokazał,  jak ludzie żerowali na Jego łatwowierności i słabościach.
Nie wiem dlaczego, ale w filmie nie zabrała głosu Małgorzata. Wodnik zdaje się, że wypowiedział tylko jedno zdanie.
Otwierająca film impresja o Starych Wasiliszkach niewiele wnosiła i trochę nudziła. W narracji rwało się tempo, było nierówne. Podobnie rozwlekła i mało wyjaśniająca była sekwencja o rzekomym bojkocie Niemena w Sztokholmie i za oceanem. Widz nie znający realiów peerelowskiej propagandy i metod bespieki nie zrozumiał, co się faktycznie stało. Jestem pewien, że nawet rówieśnicy Niemena nie znają tych spraw tak głęboko.
Bardzo podobał mi się epizod z jachtem, nagrodą z Sopotu. To symbol tamtych czasów. Z jednej strony, co miał w siermiężnym PRL-u artysta zrobić z luksusowym jachtem, skoro bywało, że nie miał pieniędzy na zwyczajne życie. Jednak i w tamtych latach wielu chałturników, tuzów estrady popłynęło w dalekie rejsy. Może też warto wyświetlić ten wątek, jak jego najbliższe otoczenie na nim pasożytowało.
Oczywiście ciągle nam daleko do filmów biograficznych o artystach, które robią Anglicy czy Amerykanie, nie oszczędzają idoli, co niekoniecznie musi oznaczać brak sympatii.
Ostatnio widziałem dwa filmy o Cockerze i Gingerze Backerze. Oba filmy wręcz naturalistycznie pokazywały ich upadki i wzloty, trudne charaktery i osobowości, złe relacje rodzinne, a jednak nie potrafię nie lubić tych facetów. Może dla Polaka każdy artysta musi być wieszczem, skoro Niemen wziął się za Norwida, to spodziewalibyśmy się, że będzie wieszczem, kandydatem na świętego, a to był normalny facet, którego w pewnej chwili aura artysty pokonała. Oczywiście są pewne drobiazgi.
Długo pewno będą się spierali o rozmaite drobiazgi miłośnicy i badacze. Każda płyta ma stronę B. Z reguły na niej umieszczano utwory mniej przebojowe. W filmie zabrakło mi kilku wątków, na przykład o jego pasjach, zamiłowaniu do technologi w muzyce, plastycznych talentach, próbach muzyki ilustracyjnej, teatralnej. Może to tematy na kolejne filmy, bo ciągle dla wielu miłośników Niemen jest „enigmatic”.
Film rozpoczyna scenka, jak kibice Legii śpiewają „Sen o Warszawie„. Niejedna dziewczyna i chłopak ery bigbitowej fani Niemena, wspominają czasy, kiedy był dla nich jak ten kolorowy ptak i kiedy słuchali „Dziwny jest ten świat” przez chwilę wierzyli, że może być lepszy, bo czuli się trochę bardziej wolni.
Andrzej Wilowski
======================
Uwadze Czytelników strony MRS polecamy także obszerniejszy ilustrowany tekst Z. Smektały zamieszczony na portalu: www.wroclaw.pl , którego tutaj fragmenty przywołujemy na zasadzie cytatu:

Smektała Zdzisław, Polskie Nagrania Pęknięta Bania

„[…] W alarmującym, zgorzkniałym z lekka tekście, redaktor Krzysztof [Wodniczak] zaprosił mnie do grona ludzi protestujących (ten protest – w przeciwieństwie do wielu innych – jest niezwykle szlachetny, o czym za chwilę) przeciwko oddaniu (przez syndyka) za pół darmo, za bezcen, Polskich Nagrań – amerykańskiemu koncernowi Warner Music Polska. […]

Młodszym czytelnikom portalu www.wroclaw.pl  wyjaśniam, że Polskie Nagrania to muzyczny skarbiec i powiernik milionów Polaków, muzyczny wektor wielu powojennych pokoleń. Bez Polskich Nagrań nie byłoby dzisiejszej rzeczywistości. Firma ta, pod własnymi nazwami „Muza” oraz „Pronit”, wydawała czarne analogowe płyty wszystkich (naprawdę wszystkich) najważniejszych polskich artystów.

A czasem miała kaprys i wypuściła, na przykład, licencyjną wersję „Ciemnej strony księżyca” legendarnej grupy Pink Floyd. Płyty tłoczono w Pionkach, fabryce tworzyw sztucznych, która przed II wojną światową produkowała dla wojska proch (!), oraz… szczoteczki do zębów. Bardzo często okładki do tych płyt projektował mój kolejny wieloletni kumpel, moim zdaniem, jeden z najwybitniejszych fotografów muzycznych świata – Marek Karewicz. Wyodrębniona z Polskich Nagrań seria Polish Jazz – z ilustracjami okładek autorstwa Marka – była światowym ewenementem, niedościgłym do dzisiaj. Wpisywała się w słynną wówczas na cały świat, polską sztukę plakatu. […]

Polskie Nagrania (za rok obchodziłyby 60 lat istnienia) popadły w finansowe tarapaty z powodu wprowadzenia nowych technologii i żądań (słusznych skądinąd) wypłaty tantiem przez nagrywających dla tej firmy artystów. Spadkobiercy Anny German, której piosenki powróciły do umysłów Polaków, Ali Babki, Irena Santor, a nawet kandydat na prezydenta Paweł Kukiz (to niewielki ułamek listy wykonawców) nie chcą, aby narodowy skarb (nie ma tu cienia megalomanii) bezkarnie dostał się firmie, która ów skarb pozyskała za psi grosz. O co więc – Szanowna Ludności – idzie gra? O, uwaga, prawa do 40 000 (czterdziestu tysięcy) piosenek, największych przebojów powstałych w Polsce po II wojnie światowej. O lokal na warszawskim Ursynowie o powierzchni 500 metrów kwadratowych, o zapasy (niesprzedane płyty) i o magazynowe wyposażenie. Ile to może kosztować, na ile ten intelektualny majątek Polaków został wyceniony? Na około 8 milionów złotych. Naprawdę – na 8 milionów PLN. […]

Ile są warte piękne polskie bluesy Tadeusza Nalepy, muzyczne songi Czesława Niemena, Piosenki Dżambli, zespołu Polanie i „Małgośka” Maryli Rodowicz?

To dwa razy mniej niż kwota odszkodowania dla rolników za ziemię zrytą przez dziki, jaką wiejski krzykacz i populista Sławomir Izdebski żąda od państwa polskiego.To czterdzieści razy mniej niż straty węglowej firmy z Jastrzębia-Zdroju, którą związkowcy zadłużyli na dodatkowe – co najmniej – 300 milionów złotych. Jak wynika z tego prostego porównania z szalejącymi po polach dzikami (ktoś dopuścił do ich nadmiernego rozmnażania), kultura w finansowym wymiarze nie jest nadmiernie ceniona. Jest lekceważona. Myślę, że gdyby za te niewielkie pieniądze Polskie Nagrania kupiło nasze miasto Wrocław – zostalibyśmy po wieczne czasy zbawicielami polskiej muzyki. A i Marylin Monroe nie poczułaby się obrażona. […]”

Źródło: http://www.wroclaw.pl/smektala-na-weekend-78#.VOb7dvclVGY.facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *