Najważniejsze, żeby chciało się chcieć
„-Nie mam czasu, żeby włożyć kapcie i usiąść przed telewizorem. Ale czy ja bym tego chciał? – zastanawia się Edwin Nowacki, znany poznański antykwariusze, w rozmowie z Wojciechem Makowieckim, wieloletnim szefem Biura Wystaw Artstycznych „Arsenał“.
Ma Pan za sobą dwie siekierki, jak popularnie się mówi, ale Pana sylwetka i towarzyska aktywność nie wskazują na 77 lat. Co trzeba, żeby tak młodo wyglądać i czuć się młodo?
Trzeba zapracować sobie na to całym życiem, ale szczególnie kiedy osiągnie się wiek seniora. Być stale aktywnym na wielu polach, mieć pasje i zainteresowania. Moje ujawniły się w młodości. Miałem żyłkę do biznesu i pociągał mnie sport, w szczególności narty i pływanie, właśnie w tej kolejności. Uprawiałem je przez całe życie, a nartami „zaraziłem” najpierw swoją żonę, dzieci – Jarka i Natalię, a teraz wnuków, z którymi jeżdżę co najmniej dwa razy w roku w Alpy lub Sudety.
Pływanie zaczęło się chyba na Warcie w Puszczykowie, gdzie mieszkał Pan od dzieciństwa do 2011 roku, kiedy przeprowadził się Pan do Poznania.
Jako młodzi chłopcy robiliśmy z kolegami zawody, kto przepłynie Wartę na zakolu, gdzie była głębia i silny nurt. Tak zaczęło się moje pływanie. Teraz lubię pływać, najchętniej w morzu, i robię dwa, trzy kilometry kraulem dziennie. Jeździłem też dużo na rowerze, w młodości pokonywaliśmy dziesiątki kilometrów, na przykład nad Jezioro Góreckie. Przed kilkoma laty wybraliśmy się z przyjaciółmi rowerami z Passau do Wiednia. Była to fantastyczna przygoda, codziennie 50, 60 kilometrów i zwiedzanie: Melku, Krems… Rok temu spróbowałem nawet sił w triathlonie na Malcie i zostałem mistrzem w kategorii 70+.
Jest Pan znanym antykwariuszem i kolekcjonerem – w latach 1992– 2005 prowadził Pan na Starym Rynku ceniony przez klientów antykwariat. Przed jego otwarciem prowadził Pan różne biznesy i zajmował się kolekcjonerstwem.
Mógłbym powiedzieć, że biznes i sztukę mam we krwi. Już w drugiej klasie szkoły podstawowej zacząłem zbierać znaczki, jak większość chłopców w tym wieku, ale ja zrobiłem z tego hobby mały biznes, po prostu handlowałem nimi. Później pojawiła się numizmatyka, z której też były jakieś pieniądze. Ale prawdziwe pieniądze zacząłem mieć, kiedy otworzyłem studio nagrań, najpierw w Szczecinie, gdzie mieszkałem, potem w Toruniu, gdzie poznałem Irenkę, moją żonę od 50 lat, a w końcu lat 70. miałem taki punkt w Gorzowie. Wtedy to był szał, no i oczywiście duże pieniądze. Zajmowałem się jeszcze krawiectwem, to też był niezły interes. Jak już miałem możliwości, zacząłem kupować obrazy do domu, z czasem również antyki i rzemiosło artystyczne. Kiedy obrazy i inne dzieła nie mieściły się w domu, zacząłem myśleć o miejscu, w którym mógłbym je eksponować i sprzedawać. A ponieważ było to po ustrojowej transformacji, udało mi się kupić lokal na Starym Rynku, który zaadaptowałem na antykwariat. […]”
Pełny tekst tej interesującej rozmowy Wojciecha Makowieckiego z Edwinem Nowackim w m-czniku ‚Poznan*Aktywny Senior‘ 2018 listopad, s. 9, czytaj – TU