Naukowcy wciąż zastanawiają się, dlaczego seniorzy są szczęśliwsi niż ludzie w średnim wieku
Wszystko ma swoją starość: nierównymi drogami czasu natura w to samo miejsce odsyła. Cokolwiek istnieje, nie będzie istniało, jednak nie zginie, lecz zostanie rozłożone na cząstki. (Seneka)
Fakty naukowe są takie: krzywa szczęścia człowieka ma kształt litery U. Przygodę ze światem zaczynamy jako stworzenia radosne, ale potem życie odziera nas z tego uczucia, staje się – w naszej opinii – coraz bardziej podłe, by przygnębić nas ostatecznie w okresie kryzysu wieku średniego. A właściwie – i to jest najbardziej zaskakujące – nieostatecznie. Bo choć potem w kościach łamie coraz mocniej, a świat zamyka przed nami kolejne opcje, nasza krzywa szczęścia rośnie, dopełniając kreślenie litery U.
Staruszkowie z upływem lat są coraz szczęśliwsi. Średnia wieku, w jakim wpadamy w największy dołek życiowy, w różnych kulturach i bez względu na płeć to 46 lat. Jak ogłosił swego czasu „The Economist”: życie zaczyna się po 46. roku życia.
Fot. Ann from Detroit (CC-BY-SA 2.0)
Tę samą naukową prawdę wyśpiewał kilka dekad wcześniej Wiesław Michnikowski słowami Jeremiego Przybory: „Wesołe jest życie staruszka, […] gdzie stąpnie, zakwita mu dróżka i świat doń się śmieje – ha, ha!”. Ale dla wszystkich innych była ona niedostępna. Gdy naukowcy zapytali 30-latków i 70-latków, która z tych grup jest ich zdaniem szczęśliwsza, i pierwsi, i drudzy typowali, że 30-latkowie. Gdy jednak zrobiono badania, okazało się, że jest odwrotnie. […]”
Pełny tekst art. Marcina Fabjańskiego czytaj TU