Mój pierwszy… elektryk
W ostatnich latach zapanowała moda na samochody elektryczne. Podobno to nasza przyszłość. Dla mnie jednak jest to dosyć odległa przeszłość.
Już w latach 60. ubiegłego wieku pojazd elektryczny był moją codziennością. Pracowałem na dworcu kolejowym w Kaliszu. Codziennie przewoziłem przesyłki z wagonów pocztowych przy pomocy wózka akumulatorowego. Produkowany był w Hucie Stalowa Wola. Miał hak i można było podczepić do niego nie jedną, a nawet dwie przyczepy. Osiągał zawrotną, jak na owe czasy, prędkość 12 km/godzinę. Nazywał się WA-2 lub Stal-258. Był również używany w fabrykach do transportu pomiędzy halami. W Stoczni Gdańskiej obsługą takich pojazdów zajmował się elektryk Lech Wałęsa. Trudno dzisiaj dociec ile takich pojazdów wyprodukowano, ale zapewne niemało. Może nawet …
W latach 70. przesiadłem się na Melexa. To było tak, jakby zasiąść przed kierownicą Mercedesa. Co za prędkość! Aż 25 km/godzinę. Pierwotnie pojazdy zdobyły sławę, jako wózki na polach golfowych w USA. Później zaczęto używać ich do transportu towarów na lotniskach, w portach no i oczywiście w fabrykach. Przez kolejne lata skonstruowano wiele odmian tego pojazdu. Są wśród nich wieloosobowe pojazdy turystyczne, nawet z doczepionymi wagonami, a także specjalistyczne pojazdy m.in. do oczyszczania ścieżek rowerowych.
A ja cóż! Mimo słusznego wieku wsiadłem na elektryczną hulajnogę i udałem się na poszukiwania pionierskich polskich pojazdów elektrycznych. Zapewne znajdę ich z milion…
Antoni Jankowski
Przedruk za zgodą twórców z portalu: brawosenior.pl