Historia, która połączyła króla keczupu i emerytkę z Poznania
„- Kto, jak nie on? – pomyślała Joanna Ciechanowska-Barnuś i napisała tekst o królu pomidorów, którym wygrała konkurs „Wyborczej” Akademia Opowieści. – Na emeryturze zaliczyłam już debiut teatralny, a teraz debiut literacki – uśmiecha się. I planuje nowe rzeczy.
„W moim prywatnym życiu zawirowało, tąpnęło i nastąpiło emocjonalne trzęsienie ziemi. Na tyle mocne, że po egzemplarz »Gazety Wyborczej” biegłam przed świtem, bo dospać nie mogłam, a ciekawość mnie gnała, jak młódkę” – napisała na swoim blogu Seniorałki.
Do kiosku biegła w poniedziałek, tego dnia w dodatku „Ale Historia” opublikowano wyniki konkursu. Temat brzmiał: „Nieznani bohaterowie naszej niepodległości”.
Człowiek z niebywałym życiorysem
– Matko Boska, przecież ja mam idealnego bohatera! Kto, jak nie on? – pomyślała, gdy przeczytała temat konkursu. Chwilę wcześniej wróciła z Pudliszek.
A zaczęło się tak. – Gdy przeszłam na emeryturę, powiedziałam żartem, że teraz zostanę znaną pisarką – uśmiecha się. Polonistka po UAM, najdłużej uczyła w liceum św. Marii Magdaleny, które współtworzyła, gdy reaktywowało się na początku lat 90. Potem pracowała w Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli. Przez jedną kadencję była też radną sejmiku wielkopolskiego z ramienia PO, zajmowała się edukacją. […]“
Więcej: zob. art. Violetty Szostak w „Gazecie Wyborczej“, TU
* Pierwszą nagrodę w wysokości 5556 zł otrzymała pani Joanna Ciechanowska-Barnuś za opis działalności Stanisława Fenrycha, który nie ma hasła choćby w Wikipedii, a z pewnością powinien. Niedługo po odzyskaniu niepodległości kupił majątek Pudliszki, który wbrew przewidywaniom okolicznych mieszkańców zamienił w dochodowy interes, produkując przecier pomidorowy i pierwszy w Polsce keczup. Produkty z Pudliszek były sprzedawane nawet na rynku północnoamerykańskim, a sukces Fenrycha był tak ogromny, że w 1936 r. powstał o nim film. Historia z keczupem w tle to opowieść o biznesie opartym na nowatorskim pomyśle, wiedzy polskich naukowców, nowoczesnej technologii i szacunku do pracowników.
„Stanisław Fenrych pokazał Polakom keczup. Gdy kupował Pudliszki, ludzie pukali się w czoło“
–W 1927 r. Stanisław Fenrych wypuścił na rynek pierwszą partię keczupu. Bardzo szybko rośnie zainteresowanie. Na tyle szybko, że w okolicy wszyscy gospodarze zaczynają sadzić pomidory.
Wchodzę do osiedlowego sklepu z wędliną. Młody mężczyzna kupuje kiełbasę na grilla. Przy kasie prosi o zestaw grillowy. Kasjerka patrzy zdziwiona. On: „No! Keczup i musztardę. Keczupy dwa – ostry i łagodny. Bez niego nie ma grilla!” – wyjaśnia spokojnie. Zanim zostanie obsłużony, ustawia się kolejka kilku innych. Na pewno kupią to samo. Bo jest czerwiec, więc grillujemy i polewamy keczupem. Latem keczup do grilla. Zimą do frytek i pizzy. Niezbędny w polskiej kuchni przez cały rok. Ten, dzięki któremu jemy keczup, to nie jest mój żaden krewny, bliski czy znajomy. To mój rodak, którego historia urzekła mnie na tyle, że chcę ją opowiedzieć.
Tło
Jest 1919 r. Europa zbiera się po I wojnie. Gaśnie pruska potęga. W Wielkopolsce, systematycznie kultywującej polską kulturę wbrew polityce Hakaty, odbywa się proces odzyskiwania praw, majątków i władzy. W Pudliszkach pod Gostyniem – majątku Hermana Kennemanna, współtwórcy Hakaty – gołym okiem widać upadek dawnego imperium. Do tego stopnia, że gdy pojawi się Polak, który w wolnej Polsce od Urzędu Ziemskiego zechce odkupić Pudliszki, okoliczni sąsiedzi stukają się w czoło. Powszechne jest przekonanie, że prędzej gruszki na wierzbie porosną, niż Stanisław Fenrych zarobi coś w Pudliszkach. Fenrych ma 36 lat, jest po szkole rolnej w Szamotułach, a studia rolnicze w Berlinie przerwał, kiedy zmarł ojciec i trzeba było przejąć po nim obowiązki zarządcy majątku pod Gnieznem. Zamiast fortuny odziedziczył pracowitość i upór. Prócz tego ma wiarę, zapał, szacunek dla wiedzy i wsparcie rodziny – matki i brata.
Początek
Kiedy w pierwszym roku przejmuje majątek (pałac, gorzelnię, tartak, cegielnię, zabudowania gospodarcze i ziemię), nikt nie dałby złamanego szeląga za jego sukces. Pewnie on sam nawet nie myślał o tym, że właśnie rozpoczyna swoją wielką przygodę i że w jej wyniku zmieni menu Polaków, zlikwiduje bezrobocie w okolicy i zbuduje fabrykę, której wyroby będą w każdym polskim domu przez kolejne sto lat. Na pewno nie myśli o tym, kiedy w pierwszych miesiącach posiadania zarządza zbieranie wszystkich owoców spadających z przydrożnych drzew, a w piwnicach pałacu organizuje wielkie smażenie powideł i marmolad z tego, co zebrano. Ludzie gadają. On sprzeda przetwory i to będzie pierwszy zysk. Jest oczywiście przekonany o słuszności swoich decyzji, a wątpiącym w sukces odpowiada: „Porozmawiamy po zbiorach”. Ale nikt mu nie wierzy. Nie tacy w okolicy upadli! […]“
Pełny tekst historii Stanisława Fenrycha pióra Joanny Ciechanowskiej-Barnuś, zastępczyni przewodniczącego MRS w Poznaniu, czytaj TU