Czy nastąpi „emerytura obywatelska”?
Ważny temat. Dyskutowałem z kolegami uprawiającymi wolne zawody o ubezpieczeniach emerytalnych i zdrowotnych. Dwa miliony nie objętych systemem to tylko jawna liczba, w rzeczywistości jest znacznie większa. System emerytalny już jest w stanie zapaści i mniej wpłaca do systemu, niż jest nim objętych.
Docelowo rozwiązaniem jedynym możliwym jest tak zwana ‚emerytura obywatelska’, znana z systemu kanadyjskiego. Niestety, z wielu powodów nie do wprowadzenia w Polsce. Wymagałoby to wielu zmian, począwszy od konstytucji.
Nie znaczy to, że teraz nic nie da się zrobić. Pozwole sobie zauważyć, że mówi się o artystach, a nie o innych grupach wolnych zawodów, takich jak dziennikarze, czy tłumacze. Pozornie najtrudniejsze kwestie są do rozwiązania stosunkowo prosto.
Kogo uznać za artyste, a kogo nie? Pytanie jest źle postawione, ale odpowiedź znajdziemy w prawie autorskim: za twórce można uznać każdego, kto wykonał jakiś utwór artystyczny, czy naukowy.
Dodatkowo wedle mnie systemem składkowym na preferencyjnych warunkach powinni być objęci jedynie ci twórcy, dla których to jest podstawowym lub jedynym źródłem dochodu. Tak więc nie korzystaliby z systemu ci artyści, którzy mają umowy o prace, etaty w placówkach kulturalnych, szkołach itp. Jedynie ci, dla których działalność twórcza na własny rachunek jest jedyną działalnością zawodową.
Analogicznie dotyczyłoby to na przykład dziennikarzy, tłumaczy i innych wolnych zawodów. Wystarczyłoby pokazać zeznanie podatkowe PIT, aby wykazać, z czego się utrzymujemy. Związki twórcze mogłyby ze swoich środków opłacać swoim członkom zryczałtowaną preferencyjną składkę. Często bywa tak, że artyście brakuje nawet na tę minimalną kwotę. Nie jestem zwolennikiem nadawania szczególnych uprawnień związkom twórczym w zakresie uznania, kto jest artystą, a kto nie. Przypomnę złe doświadczenia z czasów tak zwanych weryfikacji estradowych, związkowych i ministerialnych.
Do patologi doszło na przykład w związku fotografików, który liczył sobie niewiele ponad 300 osób, choć zawód ten uprawiało znacznie więcej osób. Inna skrajność to polityka Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, kiedy do związku dziennikarskiego należeli na przykład akwizytorzy reklam, wystarczyło pracować w jakiejś gazecie, albo stacji radiowej. Krótko mówiąc, nie jest rolą związków twórczych pasowanie na artystę, nie one mają o tym decydować, choć ich rola jest zasadnicza. Przypomnę, że przed wojną związek literatów miał w szyldzie słowo ‚zawodowy’. W dobie komputerów można z łatwością stworzyć wspólną bazę danych wszystkich twórców kwalifikujących się do systemu. Wśród wielu licznych przywilejów funkcjonuje fundusz emerytalny kościelny.
Skoro tak jest, nie widzę powodu, aby nie nadać wyjątkowych uprawnień, analogicznie związkom zawodowym, twórczym. Dzięki temu, artyści, choć nigdzie nie zatrudnieni na etatach, mogliby mieć ochronę analogiczną, jak grupy objęte układami zbiorowymi, rzecz jasna w kwestiach pracowniczych, zawodowych. Wbrew pozorom taki system jest praktykowany w Niemczech dotyczy dziennikarzy, a w Danii artystów. Mógłbym coś podpowiedzieć, chociażby z tego powodu, że nie jestem zainteresowany osobiście tą kwestią, ale znam problem. Na koniec taka drobna uwaga. To na życzenie związków artystycznych i dziennikarskich zrezygnowano z ich statusu związków zawodowych, a SDP posunął się do tego, że zlikwidował osobowość prawną oddziałów regionalnych. Dobrze zarabiającym elitom, celebrytom nie były związki potrzebne do niczego więcej, jak do robienia karier politycznych i instytucjonalnych.
Andrzej Wilowski